Mały potwór zwany kryzys

Kryzys.

Takie małe zwierzątko, które wbija nam do głowy, że nie damy rady, że nie potrafimy, że się nie uda. Zastanawiałam się, kiedy to będzie. Kiedy dopadnie mnie pierwszy kryzys. Nie myślałam, że będzie to tak szybko.
Kryzys dopadł mnie już 4 dni diety. Chociaż myślę, że pomału wbijał swoje małe pazurki we mnie od początku. Nie jestem silną osobą. Ani fizycznie, ani psychicznie. I nie wstydzę się do tego przyznać. Kiedy coś mi nie wychodzi, zamykam się w sobie, odpuszczam i chowam się. Boje się wyzwań i porażki. Nie potrafię sobie z nimi radzić. Dlatego, kiedy w czwartek rano obudziłam się z wielka ochotą na płatki kukurydziane na mleku, wiedziałam, że to kryzys. Że to koniec. Z dietą. Z super ciałem. Ze mną.

Wstałam późno po dopiero po 12. Leniwym krokiem zeszłam na dół, nastawiłam czajnik na herbatę. Otwieram książkę i sprawdzam co dziś na śniadanie. Omlet z warzywami. I ten obrazek, to zdjęcie omletu przepełniło czarę goryczy. Siadłam na podłogę w kuchni i zaczęłam płakać. Użalać się nad sobą. Że jestem gruba. Że brzydka. Że słaba. Że nie potrafię się kontrolować. Że wpierdzielam jak wieprz, a potem płacze. Że chłop mnie niedługo zostawi, bo nawet na plażę mnie zabrać nie może, bo zaraz ktoś GREEN PEACE będzie wzywał, że wieloryb na brzeg wpadł.

Siedzę tak i rozżalam się nad sobą. Po około godzinie, wstaje, otrzepuję się i robię ten omlet. Zjadam go z resztką łez na twarzy i idę z powrotem do łóżka. I tam spędzam większość dnia. Przysypiając co chwile, śniąc o czekoladzie i lodach. I o tych głupich płatkach kukurydzianych.

Pod wieczór wstaje. Wrzucam dramatyczny (wtedy tak mi się wydawało) post na FP z zapytaniem, jak wy sobie radzicie z takimi napadami. Jedna z czytelniczek pyta — A płatki kukurydziane z mlekiem to zło?
Czytam to zdanie raz i drugi. I dumam. I myślę. Czy jeżeli zjem te płatki, mała miseczkę to stanie się coś? Świat się zawali?

Świat może nie. Spokojnie mogłam zjeść płatki na kolacje zamiast czegoś innego. Ale wiecie co? Gdybym je zjadła to byłoby to równoznaczne z poddaniem się. W mojej chorej głowie tak to wyglądało. Jeżeli zjem te płatki to znaczy, że się poddałam. Że nie potrafię wytrwać w postanowieniu dłużej niż 4 dni. Że jestem słaba.

Dość. Nie chcę tego.

Robię małą miseczkę płatków. Zwykłych kukurydzianych z mlekiem. Siadam przy stole i przyglądam się tej misce. Nie wiem, na co czekam. Na jakieś potwory? Że coś wyskoczy z tej miski i oderwie mi głowę? Że magicznym sposobem cały tłuszcz i węglowodany odłożą mi sie na tyłku, którego jutro rano nie zmieszczę w spodnie?

Wieczorem rozmawiałam chwile na FB z moja przyjaciółką. Mówię jej, że mam kryzys. Wiecie co powiedziała? Że jak ja znowu odwiedzę to zrobi mi kopytka :D. Ja o kryzysie żarcia a ta mi o kopytkach. Kochana kobieta. Poprawiła mi trochę humor.

Nie znam magicznej receptury na pokonanie kryzysu. A jestem pewna, że to nie ostatni taki kryzys na długiej drodze do wagi idealnej. Końcem końców zjadłam te płatki. Nie poczułam się wcale lepiej. Jedyne co przeszło mi przez myśl to fakt, że zjadłam ich malutko. A nie cała paczkę jak to mam w zwyczaju, kiedy nadchodzi kryzys.

Może warto sobie czasem dogadzać? Czy naprawdę od kostki czekolady urośnie nam tyłek ? Czy kostka czekolady raz w tygodniu to złe rozwiązanie? Jeżeli powstrzymuje nas od zjedzenia całej tabliczki na raz? Czy kryzys jest oznaką słabej psychiki?

Powiem jedno. Nie poddawajcie się. Kryzys niczego nie przekreśla.

Teraz to wiem.

Zdjęcie

Jedna myśl w temacie “Mały potwór zwany kryzys

  1. To tylko dupa walczy o swoje :D, w Grecji też kryzys bo ich dupy żreć by dużo chciały a nie ma kto na to zapierdalać. Wkręć sobie, że to Twój nawyk i poczekaj, aż stanie się to Twoim hobby. To tak jak regularne ćwiczenia na siłowni, od razu sześciopaka nie zrobiłem oraz spektakularnej masy i przyszedł kryzys. Już prawie hantle poszły na złom ale hola hola, którejś nocy objawił mi się Goku i powiedział: ,, W czasie kiedy Ty się opierdalasz, ktoś trenuje aby Ci wpierdolić.” Jasny to dla mnie przekaz był:-D

    Polubienie

Dodaj komentarz